I wiesz. Siedzę na łóżku, z głośników płyną tylko nasze piosenki, głaszczę psa. A dookoła pędzi świat, pianino czeka w czarno-białym napięciu, aż zagram utwory na zaliczenie, zbliżają się jakieś terminy, egzaminy, gardłowe sprawy, poza mną. Bo ja muszę sobie trochę porozpamiętywać, żeby zacząć dzień, muszę ogrzać swoje serce w dłoniach, by się potem tam w środku nie rozpadło zawiedzione Twoim oddaleniem. By mi nie wyparowało do Ciebie z tęsknoty. Ale ja przecież chciałam Ci tylko powiedzieć dzień dobry, że jest dobry, miękki i spokojny, że pachnie trochę mną, trochę zieloną herbatą, bardzo świeżym razowym chlebem, a odrobinę psem prosto ze spaceru. I, że chciałabym, byś dzielił go ze mną. I każdy następny. I jeszcze, że boję się, że znikniesz. Ale nie. To sobie tylko pomyślałam. Cicho w najdalszym kącie głowy…
Nie ma wyraźnej granicy między dzieciństwem a dorosłością. W którymś Momencie swojego życia, gdzieś między 13 a 30 rokiem zaczynasz czuć odpowiedzialność za to co robisz. Zaczynasz czuć miłość, chęć otaczania kogoś ciepłem i bezpieczeństwem. Znasz zasady, którymi kieruje się dobro. Chcesz mu pomóc wywoływać uśmiech na twarzy i szczęście gdzieś w okolicach mostka. I wiesz już, że na tej ziemi tylko o to tak naprawdę chodzi. Przytulasz dziecko, bierzesz na ręce a ono śmieje Ci się w ucho i wiesz, że czas zatoczył koło, bo Ciebie też tak trzymali, też tak beztrosko się śmiałeś i już wiesz, że chcesz przytrzymać w nim tę beztroskę, by przekazało ją dalej.
Dobro zawsze powraca, bez względu na to ile zło zniszczy, dobro zawsze obmywa wszystko ciepłym deszczem, układa ubrania na półkach, otwiera okno i wietrzy dusze, wysłuchuje grzechów i strachu, przyprowadza ludzi i włącza muzykę. Dobro nigdy nie umrze. Dobro będzie w zapachu starego tłuszczu na akademii i w rozstrojonym fortepianie na parterze. I w szorstkim portierze, dającym klucz do Sali. Dobro będzie zawsze w głosie ludzi i w ciepłym wiosennym wietrze, bo dobro to Bóg, a Bóg wypełnia wszystko i pulsuje wszystkim. Zawsze chęci do życia powrócą jak wiosna, i tak przez kilkadziesiąt lat aż do śmierci, aż do połączenia się w jedno z dobrem w świecie. Dobro to ból, dobro to rany. Nigdy byśmy go nie zauważyli, gdyby nie momenty smutku, samotności, biedy. Bajzel w życiu przywołuje tęsknotę za porządkiem, właśnie dlatego odchodzimy od Boga, by poczuć jak źle jest bez niego. Ile razy tak trzeba? Odcinać się od istoty świata, tonąć w długach, kłamstwach, wódce. Tonąć w samotności i dusić się złością. Ile razy dobro nam to wybacza i przytula do siebie ciepłem słońca i miękkością trawy, ciepłem wody w wannie i zapachem kawy, dźwiękiem muzyki w głośnikach i słowem przyjaciela?
A dla was czym jest dobro?
Odgrzebane..
Chcę być dowodem na to, że Ty istniejesz, że od Ciebie pochodzę, że jesteś moim Ojcem, a ja Twoim dzieckiem, by każdy, nawet najbardziej radykalny ateista zobaczył Cię we mnie, że tylko dzięki Tobie żyję, oddycham, śpiewam, mówię i chodzę po ziemi. Niech wszystko co złe i nie od Ciebie wypali się samo i zniknie, chcę iść tylko tą drogą, którą Ty mi podarowałeś z głębi Twojego miłosiernego serca. Chcę się wspinać po drabinie losu utkanej z Twoich zamierzeń, z tego co dobre dla innych ludzi, dla każdego najmniejszego stworzenia. Chcę każdym gestem uwielbiać Cię, łączyć ludzi ze sobą i z Tobą. Przyjdź dziś do nas, kiedy będziemy jeść ciasto. W ogóle cieszę się, że jesteś. Chciałabym jeszcze bardziej Ci to pokazywać, codziennie. ]
I ja przyjdę dziś do Ciebie ze swoim małym, brudnym sercem. Po żywą wodę Twoich słów i Twojego Ducha.
Ten przysmak rozgrzeje każdą imprezę. Od sylwestra, po urodziny, czy domówkę.
Potrzebujemy.
4 duże łyżki masła orzechowego z kawałkami orzechów, nie tej kremowej pasty… – wychodzi pół słoika tego lidlowego. nie wiem ile to jest. 😀
pół kostkimiękkiego masła w temp pokojowej.
250 g pokruszonych herbatników
100 ml rumu, ale w sumie to….
4 łyżki kakao
pół szklanki cukru
wiórki kokosowe
Migdały, orzechy makadamia, laskowe, lub inne ulubiene.
Wykonanie:
W dużym garnku kruszymy dłońmi herbatniki… Można również skorzystać z blendera…
na pokruszone ciastka Wykładamy miękkie masło, masło orzechowe, wsypujemy cukier i kakao, oraz dolewamy rum
Masę wyrabiamy dłońmi, lub mikserem do połączenia się składników.
Z masy formujemy kulki tak, by w środku znalazł się migdał czy co tam planujecie umieścić….
Obtaczamy je w wiórkach kokosowych.
Układamy na paterze, lub dużym, płaskim naczyniu i wstawiamy do lodówki, by masa się związała…
Smacznego i pijanego sylwestra 2018/2019
Wspomnienia ze szkoły muzycznej.
Sala opery wyciemnia się, orkiestra stroi instrumenty, cichnie gwar, zapadam się w miękkim pluszu fotela w sektorze b, zamykam oczy… Jestem szczęśliwa. Cel został osiągnięty.
***
Jestem w domu. Dzień zapowiada się dość trywialnie. Ostatnie pranie, dużo odkurzania… Najwięcej nauki… Realizacja bonu od Świętego Mikołaja na wspólne zakupy z rodzicami. A tu nagle moja pani profesor wysyła nagranie z próby do koncertu sylwestrowo-noworocznego i pyta czy mam ochotę wpaść. Rodzice siedzieć na schodach nie pójdą. Dzwonię więc po przyjaciółkach. Większości nie ma w Bydgoszczy z racji przerwy semestralnej, a ta która jest dostała zastępstwo w kwiaciarni. Nie mam odwagi. Jak ja sobie poradzę? Czy ktoś tam będzie na tyle dobry, że mi pomoże? Te dzikie tłumy… I na te moje wątpliwości pani profesor pisze magiczne słowa… Nie bój się jestem… I słowo.. ciałem się…
***
Klamka zapadła. Schodzę po schodach. W eleganckim płaszczu, niezbyt wygodnych butach do samotnej podróży *polotem i z laską… Z zawieszoną elegancką, prostokątną czarną torebką z kopertowym zapięciem i łańcuszkowym paskiem. Idę, większe kałuże staram się omijać, laska ostrzega chlupotem. Nie przeszłam stu kroków a tu torebka spada na ziemię. Zerwał się jakże elegancki łańcuszkowy pasek k** czę… Wycieram torebkę z błota chusteczką… I modlę się, że nie uwaliłam jasnego płaszcza. Idę po kwiaty dla mojej pani profesor… Rondo kujawskie, rozklapciała k*czę.. ścieżynka do ogromnej Galerii Zielone Arkady… Chyba komuś się w kosztach.. cholerka nie zmieściła… Dziwne przejście, po którym nie jestem do końca pewna, czy mogę iść… I galeria… Na szczęście przez woń fastfooda przebija się charakterystyczny zapach kwiaciarni. Wiem, że muszę iść na lewo i węsząc dyskretnie, oraz obijając wszystkie słupy i ludzi docieram na miejsce. Moja przyjaciółka na zmianie… Pomogła mi z czerwoną szminką. Ale już wcale nie było tak dużo do poprawy, zrobiła śliczny bukiecik z trzema różami i kopnęła w tyłek na szczęście w dalszej podróży… Wyszłam z kwiaciarni. pamiętając, że muszę iść w prawo. ale tam jest tak duża przestrzeń, że i tak się zakręciłam i zgubiłam… Wyszłam w końcu na zewnątrz znów się zgubiłam… I dotarłam do przystanku. I dylemat. Iść pieszo, czy nie… Sprawdziłam autobus. 10 min, 15… A tu za 20 ósma się zrobiła… Idę… Droga na szczęście tak prosta jak… prosta. chodniki nie równe, ale trzeba ćwiczyć równowagę. Samochody po lewej raz po raz zagłuszają myśli. Schodzę pod rondo. Wita mnie zapach ludzkiego moczu. a ja z kwiatkami i elegancką kopertówką z zerwanym łańcuszkiem pod pachą. Radośnie macham laską i coś nucę. Bezdomny dostawca brissa spod jagiellońskiego mówi, bym uważała. Na co? Już nie powiedział. Uśmiechnęłam się, podziękowałam.. I spontanicznie poleciałam.. po schodach na górę, do tramwaju… I akurat, gdy ustawiłam się już na pewno przodem do torów… Podjechała trójeczka i zawiozła mnie pod operę. Żaden samochód na mnie nie nachlapał, upadek torebki też nie ubrudził. Pytałam przyjaciółkę w kwiaciarni…
Ale właśnie teraz przede mną najtrudniejsze… krok pewny, głowa prosto i żwawo naprzód. Do kasy. Które to wejście? Tu nie.. O i tu też nie… Tu jakiś podjazd. Tu też nie.
– Dobry wieczór.
To tutaj.
– Wejściówkę proszę. Jestem studentką pani profesor….
– Ale dziś nie ma zniżek.
– Nie ma problemu. Z tym nie ma problemu. Czy mogłabym.
– Nie mogę opuścić stanowiska.
– Pani profesor kazała zadzwonić i dać panu telefon. To ja zadzwonię. Halo pani profesor, kochana?
– To ja pomogę. Tu są drzwi, proszę.
Na szczęście usłyszałam gdzie, bo w kontakcie z wykładziną wydały charakterystyczny dźwięk.
– Dziękuję…
– O Daria. Daria. Pójdziesz z nami. Jesteśmy z tej samej parafii. Ja od roku uczę w ośrodku. Składaj tę blondynę.
"Ale o co chodzi?" Co tu się właśnie.
Energiczna kobitka wzięła mnie pod rękę, rozwinęła skąd się znamy i oddała mnie swojej córce, dla której zabrakło biletu i też nie ma gdzie siedzieć… Oddajemy płaszcze, idziemy na górę, po wyślizganych schodach z antypoślizgowymi listwami na brzegach, o które można się nieźle potknąć. Nie pytajcie skąd wiem… Wchodzimy do ogromnej sali, wykładzina przyjemnie zapada się pod obcasami butów, gwar, bileterka wskazuje miejsca szczęśliwym posiadaczom biletów a my z Marysią polujemy na ostatnie, wolne fotele. –
– Nie widzę nic wolnego – Żartuję próbując ukryć załamanie… I zagłuszyć myśl… Co ja znowu najlepszego.
Ale Marysia widziała. Zabrzmiał trzeci gong, bileterka zamknęła drzwi, a my wygrałyśmy w wyścigu o wejściówkowe siedzące. Dwa, mięciutkie, przyjemnie puste, wolne,miejsca w wipowskim sektorze b.
Sala opery wyciemnia się, orkiestra stroi instrumenty, cichnie gwar, zapadam się w miękkim pluszu fotela, zamykam oczy… Jestem szczęśliwa. Cel został osiągnięty.
Przez mróz
Słońce przebija się przez mróz ranka.
Ziemia stwardniała odpoczywa.
Zeschłe Liście otulają jej poszarpane skorupy.
Stuki, sunące samochody, syreny zimowe. Nic jej nie obudzi.
Tylko wiosna, ciepło i bliskość za kilka miesięcy.
Twardnieję razem z naturą.
Lecz wiosna może przyjść w każdej chwili.
Korzystam z zimy we mnie.
Szykuję się na wiosnę.
Czuję pismo.
Nosem, kciukiem, włosem, łukiem, sercem, blaskiem brzasku, głosem. Twoim, moim.
Ale zima. Przecież jest zima.